Niemieckie dzienniki kłamliwie o polskich lasach. RDLP w Krośnie odpowiada
24.11.2022 08:44Podkarpacie
Niedźwiedzie w Bieszczadach
(fot. Roman Pasionek, Mariusz Nędzyński)
RDLP w Krośnie informuje, że w ostatnim czasie na łamach pism takich jak Deutsche Welle czy Tagesspiegel (a cytowanych też przez Onet.pl "Niemieckie media alarmują w sprawie niedźwiedzi w Bieszczadach") ukazały się teksty zawierające sporo kłamliwych informacji na temat polskich lasów, w tym lasów Podkarpacia.
Z artykułu w Deutsche Welle, którego autorem jest były korespondent PAP, Jacek Lepiarz, niemiecki czytelnik dowiaduje się o jakoby dramatycznej sytuacji niedźwiedzi w Polsce, gdzie "mieszka jeszcze od 100 do 160 niedźwiedzi". Autor sugeruje w ten sposób, jakoby ich było coraz mniej. Tymczasem, jak twierdzi Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Krośnie, liczba niedźwiedzi, jak też zasięg ich występowania w naszym kraju wciąż rośnie.
- Przypomnę, że pół wieku temu ich liczbę szacowano na 20 osobników. Śmieszność i perfidność ulepionego w ten sposób przekazu polega na fakcie, że w niemieckich lasach nie żyje ani jeden niedźwiedź. Wprawdzie w Bawarii, od niedźwiedzi biorącej swą nazwę, można spotkać tysiące tych zwierzaków, ale wyłącznie na pomnikach, herbach i znaczkach pocztowych. Prawdą zaś jest, że niedźwiedzie korzystają w Polsce z ochrony ścisłej, a według naszych szacunków ich liczebność przekracza 200 osobników na Podkarpaciu i ciągle rośnie, podobnie jak zasięg ich występowania. Oczywiste jest zatem, że występują też konflikty na linii drapieżnik - człowiek. Corocznie Skarb Państwa wypłaca dziesiątki tysięcy złotych odszkodowań za straty powodowane przez niedźwiedzie, głównie w pasiekach - tłumaczy dr Edward Marszałek, rzecznik prasowy RDLP w Krośnie.
Dodaje też, że ostatniego niedźwiedzia zastrzelono na tym terenie w 1835 roku. Właściwie przedostatniego, bo kilka lat temu pojawił się w Bawarii niedźwiadek, ale zwierzę zostało oskarżone o zabicie siedmiu owiec, a właściwie nie oskarżone, a podejrzane. A że Niemcy to państwo prawa, na domniemanego drapieżnika-zabójcę zarządzono obławę. Miś poległ od kuli, by nie zagrozić stabilności niemieckiej gospodarki.
Według leśników, ze zdziwieniem też można zauważyć, że autorów tekstów martwi wzrost cen drewna wyłącznie w Polsce, a przecież jest to tendencja ogólnoświatowa. Jeśli zaś prawdą jest, że ceny rosną u nas szybciej niż w UE, zapewne cieszą się z tego koncerny niemieckie pozyskujące drewno nad Łabą i Renem.
- Warto nadmienić, że wg oficjalnych danych roczne pozyskanie w Niemczech to 80,4 mln metrów sześciennych, a w Polsce 39,7 mln m sześciennych, przy czym Niemcy pozyskują 76,5% rocznego przyrostu, przy tym samym parametrze 65,7 % w Polsce. Sa to dane za 2020 r. według www.forstpraxis.de oraz Raport o Stanie Lasów w Polsce 2020 Warszawa z czerwca czerwiec 2021 r. Mistrzostwem świata jest jednak stwierdzenie: "Problemy polskich niedźwiedzi spowodowane są polityką polskiego przemysłu drzewnego, który przerabia ich przestrzeń życiową na regały, płyty pilśniowe i brykiety drzewne", sugerując, jakoby misie wgryzały się w drewno czy żerowały pod korą drzew - mówi rzecznik RDLP w Krośnie.
Zdaniem leśników, zaskakujące jest, że cytowane są oceny polskiej gospodarki i polskiej ochrony przyrody ferowane przez "ekologów pragnących zachować anonimowość". Trudno też skomentować tak bzdurne akapity jak: "autor pesymistycznie ocenia ogólną sytuację polskich lasów", wystarczy bowiem wejść na portal Banku Danych o Lasach czy ogólnodostępny "Raport o Stanie Lasów", by zapoznać się z faktami i liczbami, które tej tezie przeczą. Autor, nie zadając sobie tego trudu, oparł się na zdaniu anonimowego ekologa, który - jak czytamy dalej - ponoć jest naukowcem - widać głęboko zakonspirowanym.
Niemiecki czytelnik dowiaduje się też o rosnącej liczbie demonstracji przeciwko wycinkom w polskich lasach.
- Prawda jest taka, że po pierwsze; u nas nie wycina się lasów, a pozyskuje drewno w sposób zrównoważony i planowy, zaś owe demonstracje ograniczają się dziś do jednego barakowozu i szałasu na terenie Pogórza Przemyskiego. Nagłaśniana swego czasu demonstracja tzw. "kolektywu wilczyce" wystarczająco mocno skompromitowała się, by o tym nie pisać. Tą sprawą zresztą zajmują się organy ścigania, zatem można by było spuścić zasłonę milczenia na tę formę demonstracji. Niemiecki czytelnik nie dowie się jednak, że wśród prostujących byli przedstawiciele kilka nacji, w tym Niemcy, którzy u siebie takich form protestu nie mogą podjąć, ze względu na panujący tam porządek prawny - zwraca uwagę dr Edward Marszałek.
Przywoływany w innym tekście naukowiec dr Andrzej Czech, jak czytamy, "był w przeszłości "strażnikiem lasu" i prowadził działalność zgodną z polityką Lasów Państwowych. Teraz zmienił zdanie". Otóż, jak informuje Edward Marszałek, pan doktor zmienił zdanie nie teraz a 18 lat temu, gdy jako certyfikujący gospodarkę leśną próbował skłonić kierownictwo RDLP w Krośnie do złamania prawa polskiego, co skończyło się wyrokiem sądowym w procesie, który pan doktor przegrał. Szczegóły w aktach Sądu Okręgowego w Krośnie (sygn. akt. IC 754/04, wyrok z 13 czerwca 2006 r.).
Tagesspiegel wspomina też akcję grupy dzikie Karpaty protestującej między Arłamowem a Makową. Aktywiści ponoć formy protestu podpatrzyli w Niemczech. Tyle tylko, że w Niemczech te formy spacyfikowała już dawno tamtejsza policja, więc miejscowi ekologiści zostali bez "formy" i musieli się przenieść do bardziej liberalnej w tym względzie Polski.
- Należy jednak docenić jedyną prawdę podaną w artykule. To liczba młodych drzew sadzonych w Polsce, która rzeczywiście co roku oscyluje w granicach 500 mln sadzonek. Nasuwa się jednak wniosek, że ta jedna oczywistość ma uwiarygodnić w oczach czytelnika cały szereg przekłamań i manipulacji w rodzaju: "W Europie wycinane są lasy, a Polska zajmuje w tym procederze czołowe miejsce" (cytat za Onet.pl). Tymczasem, jeśli spojrzeć na mapę deforestacji w aplikacji internetowej open source do monitorowania lasów na Świecie (Global Forest Watch - patrz grafika), pokazującej również zręby zupełne idące do odnowienia, widać wyraźnie, że w polskich Karpatach nie ma ubytku lasu. Ciekawe, że to, co wyraźnie widać z kosmosu, tak trudno zauważyć dziennikarzom niemieckich mediów. Chcę wierzyć, że to tylko brak profesjonalizmu - podkreśla rzecznik RDLP w Krośnie.
Zaznacza jednocześnie, że opinie niemieckich specjalistów w kwestii gospodarowania w naszych lasach były zawsze pozytywne. Byli pozytywnie zaskoczeni mnogością funkcji społecznych pełnionych przez polskie Lasy Państwowe i jakością polskich drzewostanów.
- Szkoda, że w tej sprawie dziennikarze nie zagadnęli specjalistów, nie dali się wypowiedzieć drugiej stronie. Zdajemy sobie sprawę, że każdy ma prawo do własnych poglądów i ich głoszenia, natomiast nie możemy się zgodzić na podawanie fałszywych danych, manipulacje faktami, gdy ich celem jest wyłącznie deprecjonowanie efektów pracy kilku pokoleń polskich leśników - mówi dr Edward Marszałek.
Dodaje też, że ostatniego niedźwiedzia zastrzelono na tym terenie w 1835 roku. Właściwie przedostatniego, bo kilka lat temu pojawił się w Bawarii niedźwiadek, ale zwierzę zostało oskarżone o zabicie siedmiu owiec, a właściwie nie oskarżone, a podejrzane. A że Niemcy to państwo prawa, na domniemanego drapieżnika-zabójcę zarządzono obławę. Miś poległ od kuli, by nie zagrozić stabilności niemieckiej gospodarki.
Według leśników, ze zdziwieniem też można zauważyć, że autorów tekstów martwi wzrost cen drewna wyłącznie w Polsce, a przecież jest to tendencja ogólnoświatowa. Jeśli zaś prawdą jest, że ceny rosną u nas szybciej niż w UE, zapewne cieszą się z tego koncerny niemieckie pozyskujące drewno nad Łabą i Renem.
Zdaniem leśników, zaskakujące jest, że cytowane są oceny polskiej gospodarki i polskiej ochrony przyrody ferowane przez "ekologów pragnących zachować anonimowość". Trudno też skomentować tak bzdurne akapity jak: "autor pesymistycznie ocenia ogólną sytuację polskich lasów", wystarczy bowiem wejść na portal Banku Danych o Lasach czy ogólnodostępny "Raport o Stanie Lasów", by zapoznać się z faktami i liczbami, które tej tezie przeczą. Autor, nie zadając sobie tego trudu, oparł się na zdaniu anonimowego ekologa, który - jak czytamy dalej - ponoć jest naukowcem - widać głęboko zakonspirowanym.
Niemiecki czytelnik dowiaduje się też o rosnącej liczbie demonstracji przeciwko wycinkom w polskich lasach.
Przywoływany w innym tekście naukowiec dr Andrzej Czech, jak czytamy, "był w przeszłości "strażnikiem lasu" i prowadził działalność zgodną z polityką Lasów Państwowych. Teraz zmienił zdanie". Otóż, jak informuje Edward Marszałek, pan doktor zmienił zdanie nie teraz a 18 lat temu, gdy jako certyfikujący gospodarkę leśną próbował skłonić kierownictwo RDLP w Krośnie do złamania prawa polskiego, co skończyło się wyrokiem sądowym w procesie, który pan doktor przegrał. Szczegóły w aktach Sądu Okręgowego w Krośnie (sygn. akt. IC 754/04, wyrok z 13 czerwca 2006 r.).
Tagesspiegel wspomina też akcję grupy dzikie Karpaty protestującej między Arłamowem a Makową. Aktywiści ponoć formy protestu podpatrzyli w Niemczech. Tyle tylko, że w Niemczech te formy spacyfikowała już dawno tamtejsza policja, więc miejscowi ekologiści zostali bez "formy" i musieli się przenieść do bardziej liberalnej w tym względzie Polski.
Zaznacza jednocześnie, że opinie niemieckich specjalistów w kwestii gospodarowania w naszych lasach były zawsze pozytywne. Byli pozytywnie zaskoczeni mnogością funkcji społecznych pełnionych przez polskie Lasy Państwowe i jakością polskich drzewostanów.
Źródło: RDLP Krosno
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!