Dzień Sybiraka w Jaśle. Pamięć o deportacjach, zsyłkach i katordze na nieludzkiej ziemi
17 września, 2020Wiadomości / Jasło - miasto
Uroczystości związane z Dniem Sybiraka i 81. rocznicą agresji sowieckiej na Polskę odbyły się 17 września w Jaśle. Dzień Sybiraka od 2013 roku jest świętem państwowym.
Po mszy świętej w kościele oo. Franciszkanów, odprawionej przez o. gwardiana Pawła Srokę, uroczystości upamiętniające gehennę Polaków na „nieludzkiej ziemi” odbyły się przed pomnikiem Golgota Wschodu przy ul. Czackiego. Zebrani odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego oraz Hymn Sybiraków. Wartę honorową przy pomniku zaciągnęli harcerze z 139. Drużyny Harcerskiej „Lisy” im. Leopolda Lisa Kuli oraz poczet sztandarowy I Liceum Ogólnokształcącego im. króla Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle.
Apel poległych odczytał Wiesław Hap, historyk, harcerz i prezes Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu. Wezwał do apelu m.in. obrońców Pińska, Baranowicz, Łuninca, Czortkowa, Husiatyna, Sarn, Tarnopola i Równego, pograniczników, którzy polegli w nierównym boju z sowieckim agresorem, tych, co oddali życie w obronie rodzinnych miast - Grodna, Wilna i Lwowa, żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariuszy policji państwowej, straży granicznej, straży więziennej, zamordowanych w Katyniu, Charkowie, Twerze, Bykowni oraz w wielu innych nieznanych miejscach kaźni, więźniów sowieckich katowni, m.in. na Łubiance, przetrzymywanych w więzieniach NKWD, skrycie zamordowanych i pogrzebanych w bezimiennych mogiłach, deportowanych w głąb Związku Radzieckiego i tam zabijanych morderczą pracą. - Oddajcie cześć i honor naszym rodakom, którzy oddali godne miejsce Rzeczypospolitej wśród suwerennych krajów demokratycznego świata, za naszą wolność i prawo stanowienia o przyszłości - zaapelował do zebranych Wiesław Hap.
Kwiaty przed pomnikiem Golgota Wschodu złożyli: zastępca burmistrza Jasła Elwira Musiałowicz - Czech, starosta jasielski Adam Pawluś, zastępca wójta gminy Jasło Henryk Motkowicz, w imieniu europosła Bogdana Rzońcy - Kamila Cholewiak - Kiczek, w imieniu senator Alicji Zając - Natalia Janowiec, w imieniu poseł Marii Kurowskiej - delegacja współpracowników posłanki, delegacja służb mundurowych powiatu jasielskiego (Wojskowej Komendy Uzupełnień w Jaśle, Komendy Powiatowej Policji w Jaśle, Straży Miejskiej w Jaśle), której przewodniczył komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej młodszy brygadier Piotr Śmietana, delegacja miejskich instytucji kultury - Miejskiej Biblioteki Publicznej, Muzeum Regionalnego w Jaśle i Jasielskiego Domu Kultury, w imieniu I LO im. króla Stanisława Leszczyńskiego - dyrektor Jacek Nawrocki, ZUS w Jaśle - dyrektor Krystyna Domaradzka, Lotos Infrastruktura - delegacja Monika Sułkowska - Wojdyła i Monika Janiga.
81 lat temu bez wypowiedzenia wojny Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie terytorium II Rzeczypospolitej. - Historia zapamięta to wydarzenie jako cios w plecy dla wycofujących się pod naporem niemieckim sił zbrojnych RP. Polska państwowość została wzięta w kleszcze i ogień wrogich ambicji sąsiednich mocarstw. Armia Czerwona dopuszczała się wielu zbrodni wojennych, mordując jeńców i masakrując ludność cywilną. Był to początek tragicznego dla naszego narodu czasu, który swoją kulminację miał wiosną 1940 roku. Wówczas to w Katyniu, Charkowie, Starobielsku i Miednoje funkcjonariusze NKWD strzałem w tył głowy pozbawili życia ponad 21 tysięcy polskich oficerów, policjantów, urzędników oraz ludzi wolnych zawodów. Wśród zamordowanych, około 100 osób urodziło się na ziemi jasielskiej, z czego 27 było mieszkańcami Jasła - mówiła zastępca burmistrza Jasła Elwira Musiałowicz - Czech. - Akcja eksterminacji polskiej inteligencji, poprzedziła masowa deportacja ludności cywilnej. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono na początku 1940 roku około 140 tysięcy obywateli polskich. Wielu zmarło już w drodze, tysiące już nigdy nie wróciło do kraju. Polscy cywile byli często zaskakiwani w nocy lub o świcie, a następnie zmuszani do jak najszybszego spakowania najpotrzebniejszych rzeczy i prowiantu. Deportowanych, a często były to całe rodziny, kierowano do transportów kolejowych w nieocieplonych wagonach. Panujące w nich przepełnienie, głód, fatalne warunki sanitarne oraz niedostatek wody pitnej miały wpływ na znaczny odsetek śmiertelności trwającego wiele tygodni postoju. Według danych władz RP na emigracji, tragedia wywózek na Sybir dotknęła w czasie II wojny światowej miliona obywateli polskich. Na miejscu zmuszani byli do katorżniczej pracy, najczęściej przy pozyskiwaniu drewna z tajgi czy budowie linii kolejowych. Pracowali w skrajnie niskich temperaturach, niedożywieni, na skraju wycieńczenia. Walczyli o przetrwanie w sowieckich obozach. Wielu z nich już nigdy nie było dane wrócić do Ojczyzny. Przez kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej sprawa deportacji i mordu katyńskiego była przedmiotem milczenia. Po wielu latach i wysiłkach polskiej dyplomacji oraz po międzynarodowych naciskach, władze Federacji Rosyjskiej przyznały, że zbiorowe egzekucje na Polakach w Katyniu, Charkowie i Miednoje to jedne z najokrutniejszych zbrodni stalinizmu.
List poseł Marii Kurowskiej odczytał jej asystent Mateusz Węgrzyn. - Celem sowieckich wysiedleń było zabójstwo elit oraz ogółu świadomej narodowej polskiej ludności. Miały one rozbić społeczną strukturę, dostarczając sowieckiemu imperium siłę roboczą. Zdecydowaną większość deportowanych skierowano do Kazachstanu, gdzie czekała ich niewolnicza praca, choroby, głód i nędza. Liczba wszystkich ofiar obywateli polskich, którzy w latach wojny znaleźli się pod sowiecką okupacją, jest ogromna i do dziś nieznana. Wrzesień jest miesiącem zadumy, refleksji, przemyśleń nad wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat, ale także lekcją historii dla najmłodszych osób, które często mają słabą wiedzę historyczną. Dołóżmy zatem starań aby te tragiczne wydarzenia przetrwały w pamięci i świadomości kolejnych pokoleń - zaapelowała parlamentarzystka Solidarnej Polski.
Zdaniem dyrektor Muzeum Regionalnego w Jaśle Mariusza Świątka, 17 września jest datą szczególną w historii Polski. - Datą, której konsekwencje tak naprawdę Polska jako kraj i my jako społeczeństwo odczuwamy do dzisiaj. Cyfry są przerażające. Ponad 1,5 miliona wywiezionych i deportowanych, tysiące zamordowanych. To było świadome, zamierzone działanie dwóch totalitaryzmów - hitlerowskiego i sowieckiego. Nie jest tajemnicą, że były spotkania NKWD i Gestapo, gdzie ustalano wspólne działania. Nawet dochodziło do wymiany poszczególnych osób, które naraziły się czy to władzom niemieckim czy władzom sowieckim. I faszyzm i komunizm dążył do złamania kręgosłupa państwa polskiego czyli elit - inteligencji, osób zaangażowanych w działalność kulturalną, oświatową, patriotyczną, narodową. Komendanci straży pożarnych, sołtysi - stali się wrogami państwa radzieckiego. Bardzo szybko tych ludzi pozbawiono polskiego obywatelstwa. Pozbawiono także możliwości egzystencji, dlatego, że poprzez wymianę złotego na ruble, ludzie stracili dorobek całego życia. Do tego doszła zaplanowana deportacja ludności. Był to pewien rodzaj zemsty władz radzieckich, których większość była zaangażowana w wojnę 1920 roku jako dowódcy czy politycy, na społeczeństwie polskim - powiedział Mariusz Świątek.
Większość zesłanych w pierwszej deportacji w 1940 roku, to były rodziny polskich funkcjonariuszy państwowych, którzy wcześniej zostali aresztowani. W pierwszej deportacji wywieziono około 200 tysięcy ludzi. - Warunki w transporcie były straszne. Trafiali w tereny, których nie znali. Zupełnie inaczej gospodarowało się na polskich kresach wschodnich, a zupełnie inaczej na dalekiej Syberii, w Kazachstanie czy innych częściach Związku Radzieckiego. Poprzez ciężką pracę i niewielkie racje żywnościowe, wyniszczano ludzi - podkreślił dyrektor muzeum Mariusz Świątek.
Historyk przypomniał, że ofiarami represji byli także ludzie pochodzący z Jasła i okolic. Syberia była miejscem zsyłki dla polskich obywateli i patriotów. Padali ofiarą wywózek. Największe miały miejsce po Powstaniu Styczniowym w XIX wieku, kiedy wywieziono setki powstańców. Mimo, iż działania zbrojne toczyły się w zaborze rosyjskim na terenach Królestwa Polskiego, to jednak większość uczestników pochodziła z Galicji, która była zapleczem rekrutacyjnym dla powstania. Taki los spotkał m.in. Stanisława Sadowskiego z Szebni czy Jana Śliwińskiego z Harklowej. - To byli ludzie, którzy przeszli gehennę zesłania. Udało im się wrócić, również dzięki działaniu ówczesnego posła do parlamentu księdza Ludwika Ruczki. Większość niestety nie wróciła - zaznaczył Mariusz Świątek.
Kolejna fala deportacji na Wschód dotyczyła polskich jeńców z I wojny światowej. Na liście zesłanych byli m.in. uczniowie jasielskiego Gimnazjum, którzy jako ochotnicy w Legionach walczyli z oddziałami rosyjskimi, dostali się do niewoli i trafiali na zesłanie. Jednym z nich był kapitan Józef Gliwa, który dostał się do niewoli i nigdy do kraju już nie wrócił.
Nie wszyscy polscy oficerowie trafili do obozów w Charkowie, Starobielsku czy Ostaszkowie. Wielu z nich trafiło do więzień i katowni lub zostało zesłanych do obozów pracy. Władysław Szuba z Nowego Żmigrodu, który jako polski oficer trafił do niewoli rosyjskiej, zmarł z wycieńczenia już jako żołnierz generała Władysława Andersa, mimo udzielonej opieki medycznej i poprawy warunków egzystencji.
- Szczególnie tragiczny los dotknął ludność cywilną, która została wywieziona z Kresów Wschodnich i pozostawiona bez środków do życia. Na swoje utrzymanie musiała zapracować tylko i wyłącznie swoją pracą. W okresie międzywojennym wielu mieszkańców ziemi jasielskiej wyjechało na tzw. kresy. Byli to nauczyciele, urzędnicy, którzy tam zostali skierowani do pracy, ale wielu z nich to byli osadnicy wojskowi. Przykładem może być rodzina Czarkowskich. Pani Czarkowska pochodziła z Osobnicy. Dostali w ramach nadania na Kresach Wschodnich ziemię i założyli gospodarstwo. Całe ich życie rozsypało się, kiedy Leon Czarkowski jako żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza dostał się do niewoli radzieckiej i został zamordowany, a rodzina wywieziona na Syberię - podał jeden z przykładów Mariusz Świątek.
Jedynym uczestnikiem uroczystości, świadkiem tamtych wydarzeń, był Stanisław Stefan Słowik. Urodził się w 1935 roku w Sokołowie koło Potoka Złotego na kresach. Jego dziadek pochodził z Dukli. Za udział w walkach z bolszewikami otrzymał możliwość osiedlenia się na Kresach Wschodnich. - Ojciec był komendantem strzelców podhalańskich. 10 lutego 1940 roku w nocy musieliśmy opuścić dom. Miałem 4 lata, a moja siostrzyczka Danusia dwa miesiące. Zostaliśmy przewiezieni do Buczacza, gdzie był podstawiony pociąg towarowy. Ruszyliśmy w daleką drogę najpierw pociągiem, potem saniami i samochodami ciężarowymi. Osiedlili nas w Kajgorodku. Siostrzyczka nie wytrzymała trudów podróży i zmarła. Zakwaterowali nas w barakach w lesie. Rodzice szli do pracy i zamykali nas w takich celach. Miałem kubek strawy na cały dzień i 200 gramów czarnego, zakalcowatego chleba. Po prostu głodowaliśmy. Gdy miałem 5, 6 czy 7 lat to zbierałem pokrzywy, różne zielska, skrzypy i mama robiła z tego zupy. Ojciec został powołany do wojska. Trafił do Sielc nad Oką do 1. Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Mama też miała wezwanie do wojenkomatu, ale tak się złożyło, że oparzyłem sobie rękę i dostała zaświadczenie od lekarza, że jestem chory. Udało się jej zostać. W marcu 1946 roku wróciliśmy do Polski, najpierw na tzw. ziemie odzyskane do powiatu Żagań, potem mieszkaliśmy w Lublinie, bo ojciec był dowódcą batalionu. Pierwszy raz widziałem kiełbasę gdy miałem 10 lat - uśmiecha się na samo wspomnienie Stanisław Stefan Słowik, który na Syberii przebywał 6 lat i miesiąc.
Organizatorami uroczystości z okazji Dnia Sybiraka byli: burmistrz Miasta Jasła, starosta Powiatu Jasielskiego, Związek Sybiraków, Jasielski Dom Kultury i Muzeum Regionalne w Jaśle.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z uroczystości.
Apel poległych odczytał Wiesław Hap, historyk, harcerz i prezes Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu. Wezwał do apelu m.in. obrońców Pińska, Baranowicz, Łuninca, Czortkowa, Husiatyna, Sarn, Tarnopola i Równego, pograniczników, którzy polegli w nierównym boju z sowieckim agresorem, tych, co oddali życie w obronie rodzinnych miast - Grodna, Wilna i Lwowa, żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariuszy policji państwowej, straży granicznej, straży więziennej, zamordowanych w Katyniu, Charkowie, Twerze, Bykowni oraz w wielu innych nieznanych miejscach kaźni, więźniów sowieckich katowni, m.in. na Łubiance, przetrzymywanych w więzieniach NKWD, skrycie zamordowanych i pogrzebanych w bezimiennych mogiłach, deportowanych w głąb Związku Radzieckiego i tam zabijanych morderczą pracą. - Oddajcie cześć i honor naszym rodakom, którzy oddali godne miejsce Rzeczypospolitej wśród suwerennych krajów demokratycznego świata, za naszą wolność i prawo stanowienia o przyszłości - zaapelował do zebranych Wiesław Hap.
Kwiaty przed pomnikiem Golgota Wschodu złożyli: zastępca burmistrza Jasła Elwira Musiałowicz - Czech, starosta jasielski Adam Pawluś, zastępca wójta gminy Jasło Henryk Motkowicz, w imieniu europosła Bogdana Rzońcy - Kamila Cholewiak - Kiczek, w imieniu senator Alicji Zając - Natalia Janowiec, w imieniu poseł Marii Kurowskiej - delegacja współpracowników posłanki, delegacja służb mundurowych powiatu jasielskiego (Wojskowej Komendy Uzupełnień w Jaśle, Komendy Powiatowej Policji w Jaśle, Straży Miejskiej w Jaśle), której przewodniczył komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej młodszy brygadier Piotr Śmietana, delegacja miejskich instytucji kultury - Miejskiej Biblioteki Publicznej, Muzeum Regionalnego w Jaśle i Jasielskiego Domu Kultury, w imieniu I LO im. króla Stanisława Leszczyńskiego - dyrektor Jacek Nawrocki, ZUS w Jaśle - dyrektor Krystyna Domaradzka, Lotos Infrastruktura - delegacja Monika Sułkowska - Wojdyła i Monika Janiga.
81 lat temu bez wypowiedzenia wojny Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie terytorium II Rzeczypospolitej. - Historia zapamięta to wydarzenie jako cios w plecy dla wycofujących się pod naporem niemieckim sił zbrojnych RP. Polska państwowość została wzięta w kleszcze i ogień wrogich ambicji sąsiednich mocarstw. Armia Czerwona dopuszczała się wielu zbrodni wojennych, mordując jeńców i masakrując ludność cywilną. Był to początek tragicznego dla naszego narodu czasu, który swoją kulminację miał wiosną 1940 roku. Wówczas to w Katyniu, Charkowie, Starobielsku i Miednoje funkcjonariusze NKWD strzałem w tył głowy pozbawili życia ponad 21 tysięcy polskich oficerów, policjantów, urzędników oraz ludzi wolnych zawodów. Wśród zamordowanych, około 100 osób urodziło się na ziemi jasielskiej, z czego 27 było mieszkańcami Jasła - mówiła zastępca burmistrza Jasła Elwira Musiałowicz - Czech. - Akcja eksterminacji polskiej inteligencji, poprzedziła masowa deportacja ludności cywilnej. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono na początku 1940 roku około 140 tysięcy obywateli polskich. Wielu zmarło już w drodze, tysiące już nigdy nie wróciło do kraju. Polscy cywile byli często zaskakiwani w nocy lub o świcie, a następnie zmuszani do jak najszybszego spakowania najpotrzebniejszych rzeczy i prowiantu. Deportowanych, a często były to całe rodziny, kierowano do transportów kolejowych w nieocieplonych wagonach. Panujące w nich przepełnienie, głód, fatalne warunki sanitarne oraz niedostatek wody pitnej miały wpływ na znaczny odsetek śmiertelności trwającego wiele tygodni postoju. Według danych władz RP na emigracji, tragedia wywózek na Sybir dotknęła w czasie II wojny światowej miliona obywateli polskich. Na miejscu zmuszani byli do katorżniczej pracy, najczęściej przy pozyskiwaniu drewna z tajgi czy budowie linii kolejowych. Pracowali w skrajnie niskich temperaturach, niedożywieni, na skraju wycieńczenia. Walczyli o przetrwanie w sowieckich obozach. Wielu z nich już nigdy nie było dane wrócić do Ojczyzny. Przez kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej sprawa deportacji i mordu katyńskiego była przedmiotem milczenia. Po wielu latach i wysiłkach polskiej dyplomacji oraz po międzynarodowych naciskach, władze Federacji Rosyjskiej przyznały, że zbiorowe egzekucje na Polakach w Katyniu, Charkowie i Miednoje to jedne z najokrutniejszych zbrodni stalinizmu.
List poseł Marii Kurowskiej odczytał jej asystent Mateusz Węgrzyn. - Celem sowieckich wysiedleń było zabójstwo elit oraz ogółu świadomej narodowej polskiej ludności. Miały one rozbić społeczną strukturę, dostarczając sowieckiemu imperium siłę roboczą. Zdecydowaną większość deportowanych skierowano do Kazachstanu, gdzie czekała ich niewolnicza praca, choroby, głód i nędza. Liczba wszystkich ofiar obywateli polskich, którzy w latach wojny znaleźli się pod sowiecką okupacją, jest ogromna i do dziś nieznana. Wrzesień jest miesiącem zadumy, refleksji, przemyśleń nad wydarzeniami sprzed kilkudziesięciu lat, ale także lekcją historii dla najmłodszych osób, które często mają słabą wiedzę historyczną. Dołóżmy zatem starań aby te tragiczne wydarzenia przetrwały w pamięci i świadomości kolejnych pokoleń - zaapelowała parlamentarzystka Solidarnej Polski.
Zdaniem dyrektor Muzeum Regionalnego w Jaśle Mariusza Świątka, 17 września jest datą szczególną w historii Polski. - Datą, której konsekwencje tak naprawdę Polska jako kraj i my jako społeczeństwo odczuwamy do dzisiaj. Cyfry są przerażające. Ponad 1,5 miliona wywiezionych i deportowanych, tysiące zamordowanych. To było świadome, zamierzone działanie dwóch totalitaryzmów - hitlerowskiego i sowieckiego. Nie jest tajemnicą, że były spotkania NKWD i Gestapo, gdzie ustalano wspólne działania. Nawet dochodziło do wymiany poszczególnych osób, które naraziły się czy to władzom niemieckim czy władzom sowieckim. I faszyzm i komunizm dążył do złamania kręgosłupa państwa polskiego czyli elit - inteligencji, osób zaangażowanych w działalność kulturalną, oświatową, patriotyczną, narodową. Komendanci straży pożarnych, sołtysi - stali się wrogami państwa radzieckiego. Bardzo szybko tych ludzi pozbawiono polskiego obywatelstwa. Pozbawiono także możliwości egzystencji, dlatego, że poprzez wymianę złotego na ruble, ludzie stracili dorobek całego życia. Do tego doszła zaplanowana deportacja ludności. Był to pewien rodzaj zemsty władz radzieckich, których większość była zaangażowana w wojnę 1920 roku jako dowódcy czy politycy, na społeczeństwie polskim - powiedział Mariusz Świątek.
Większość zesłanych w pierwszej deportacji w 1940 roku, to były rodziny polskich funkcjonariuszy państwowych, którzy wcześniej zostali aresztowani. W pierwszej deportacji wywieziono około 200 tysięcy ludzi. - Warunki w transporcie były straszne. Trafiali w tereny, których nie znali. Zupełnie inaczej gospodarowało się na polskich kresach wschodnich, a zupełnie inaczej na dalekiej Syberii, w Kazachstanie czy innych częściach Związku Radzieckiego. Poprzez ciężką pracę i niewielkie racje żywnościowe, wyniszczano ludzi - podkreślił dyrektor muzeum Mariusz Świątek.
Historyk przypomniał, że ofiarami represji byli także ludzie pochodzący z Jasła i okolic. Syberia była miejscem zsyłki dla polskich obywateli i patriotów. Padali ofiarą wywózek. Największe miały miejsce po Powstaniu Styczniowym w XIX wieku, kiedy wywieziono setki powstańców. Mimo, iż działania zbrojne toczyły się w zaborze rosyjskim na terenach Królestwa Polskiego, to jednak większość uczestników pochodziła z Galicji, która była zapleczem rekrutacyjnym dla powstania. Taki los spotkał m.in. Stanisława Sadowskiego z Szebni czy Jana Śliwińskiego z Harklowej. - To byli ludzie, którzy przeszli gehennę zesłania. Udało im się wrócić, również dzięki działaniu ówczesnego posła do parlamentu księdza Ludwika Ruczki. Większość niestety nie wróciła - zaznaczył Mariusz Świątek.
Kolejna fala deportacji na Wschód dotyczyła polskich jeńców z I wojny światowej. Na liście zesłanych byli m.in. uczniowie jasielskiego Gimnazjum, którzy jako ochotnicy w Legionach walczyli z oddziałami rosyjskimi, dostali się do niewoli i trafiali na zesłanie. Jednym z nich był kapitan Józef Gliwa, który dostał się do niewoli i nigdy do kraju już nie wrócił.
Nie wszyscy polscy oficerowie trafili do obozów w Charkowie, Starobielsku czy Ostaszkowie. Wielu z nich trafiło do więzień i katowni lub zostało zesłanych do obozów pracy. Władysław Szuba z Nowego Żmigrodu, który jako polski oficer trafił do niewoli rosyjskiej, zmarł z wycieńczenia już jako żołnierz generała Władysława Andersa, mimo udzielonej opieki medycznej i poprawy warunków egzystencji.
- Szczególnie tragiczny los dotknął ludność cywilną, która została wywieziona z Kresów Wschodnich i pozostawiona bez środków do życia. Na swoje utrzymanie musiała zapracować tylko i wyłącznie swoją pracą. W okresie międzywojennym wielu mieszkańców ziemi jasielskiej wyjechało na tzw. kresy. Byli to nauczyciele, urzędnicy, którzy tam zostali skierowani do pracy, ale wielu z nich to byli osadnicy wojskowi. Przykładem może być rodzina Czarkowskich. Pani Czarkowska pochodziła z Osobnicy. Dostali w ramach nadania na Kresach Wschodnich ziemię i założyli gospodarstwo. Całe ich życie rozsypało się, kiedy Leon Czarkowski jako żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza dostał się do niewoli radzieckiej i został zamordowany, a rodzina wywieziona na Syberię - podał jeden z przykładów Mariusz Świątek.
Jedynym uczestnikiem uroczystości, świadkiem tamtych wydarzeń, był Stanisław Stefan Słowik. Urodził się w 1935 roku w Sokołowie koło Potoka Złotego na kresach. Jego dziadek pochodził z Dukli. Za udział w walkach z bolszewikami otrzymał możliwość osiedlenia się na Kresach Wschodnich. - Ojciec był komendantem strzelców podhalańskich. 10 lutego 1940 roku w nocy musieliśmy opuścić dom. Miałem 4 lata, a moja siostrzyczka Danusia dwa miesiące. Zostaliśmy przewiezieni do Buczacza, gdzie był podstawiony pociąg towarowy. Ruszyliśmy w daleką drogę najpierw pociągiem, potem saniami i samochodami ciężarowymi. Osiedlili nas w Kajgorodku. Siostrzyczka nie wytrzymała trudów podróży i zmarła. Zakwaterowali nas w barakach w lesie. Rodzice szli do pracy i zamykali nas w takich celach. Miałem kubek strawy na cały dzień i 200 gramów czarnego, zakalcowatego chleba. Po prostu głodowaliśmy. Gdy miałem 5, 6 czy 7 lat to zbierałem pokrzywy, różne zielska, skrzypy i mama robiła z tego zupy. Ojciec został powołany do wojska. Trafił do Sielc nad Oką do 1. Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Mama też miała wezwanie do wojenkomatu, ale tak się złożyło, że oparzyłem sobie rękę i dostała zaświadczenie od lekarza, że jestem chory. Udało się jej zostać. W marcu 1946 roku wróciliśmy do Polski, najpierw na tzw. ziemie odzyskane do powiatu Żagań, potem mieszkaliśmy w Lublinie, bo ojciec był dowódcą batalionu. Pierwszy raz widziałem kiełbasę gdy miałem 10 lat - uśmiecha się na samo wspomnienie Stanisław Stefan Słowik, który na Syberii przebywał 6 lat i miesiąc.
Organizatorami uroczystości z okazji Dnia Sybiraka byli: burmistrz Miasta Jasła, starosta Powiatu Jasielskiego, Związek Sybiraków, Jasielski Dom Kultury i Muzeum Regionalne w Jaśle.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z uroczystości.
Autor: Bogdan Hućko
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!